Świątek to nadzieja naszego tenisa. Szczególnie teraz, gdy karierę zakończyła Agnieszka Radwańska, znajduje się w centrum uwagi i na celowniku kibiców, mediów. 17-latka z Warszawy ma za sobą bardzo duże sukcesy w kategoriach juniorskich, łącznie z triumfami wielkoszlemowymi, ale przygodę ze sportem prawdziwym, dorosłym, dopiero zaczyna. W Melbourne pierwszy raz spróbowała sił w imprezie najwyższej kategorii i przyznać trzeba, że z przytupem. Wpierw przeszła trzystopniowe kwalifikacje, a dziś zadebiutowała w turnieju głównym. W meczu z dużo wyżej notowaną Aną Bogdan nie była faworytką, jednak nikt jej nie skreślał. I faktycznie, już pierwszy set pojedynku z Rumunką pokazał, że w młodej Polce tkwi potencjał. Zagrała go bowiem bez kompleksów. Odważnie, mocno, zdecydowanie, starając się od początku narzucać własne warunki. I co najważniejsze, przekładało się to na wynik – pozytywny. W drugim secie sytuacja niemal o 180 stopni się odwróciła, dzięki czemu Bogdan doprowadziła do wyrównania. Decydująca miała zatem okazać się partia trzecia i w niej właśnie sympatycy tenisa otrzymali to, co lubią najbardziej. Świątek na początku trochę się bowiem pogubiła. Widać było po niej wielkie nerwy, zdenerwowanie. Przegrywała 2:3, a na dodatek musiała poprosić o pomoc medyczną z powodu problemów z udem. Sytuacja była, może nie tragiczna, ale bardzo zła na pewno. Wydawało się, że to koniec nadziei, tym bardziej że po wznowieniu gry przegrała łatwo kolejnego gema. Ale w tym właśnie najtrudniejszym momencie pokazała klasę i charakter. Od stanu 2:4 przeszła niezwykłą metamorfozę. Jakby wstąpiły w nią nowe siły, bo nagle zaczęła grać chwilami doskonale. Znów wróciła do świetnego serwisu, nie bała się ryzykować, a zaskoczona rywalka, nie mogąc sobie poradzić z młodą Polką, z wściekłości… zniszczyła rakietę. Ostatecznie Świątek przechyliła szalę na swoją korzyść, wygrała mecz, awansowała do drugiej rundy, zapisując na koncie życiowy sukces.
Źródło: Tylko Świątek gra dalej
Tylko Świątek gra dalej
Poprzedni artykuł
